Po SS8:
To był bardzo ciężki dzień, padam…..
Nie uniknęliśmy kłopotów ze sprzętem, czego konsekwencją były dalsze wypadki. A zaczęło się na ok 150 kilometrze, ok 220 km do mety. Zakopaliśmy się na wydmach. Standardowo użyliśmy podnośników hydraulicznych do podniesienia Blackhawka i podłożenia sand plat’ów. Niestety, po wykopaniu się okazało się że nastąpił wyciek z systemu hydraulicznego. To niestety oznaczało ciężkie chwile…..resztę trasy do mety trzeba było pokonać bez wspomagania kierownicy (jeden obwód z podnośnikami) z czego 190 po wielkich wydmach. Jazda bez wspomagania i podnośników to dramat. Parę razy się zakopywaliśmy. Trzeba było używać zwykłego podnośnika (Hi-lift), który niestety działa słabo na wydmach (wbija się piach). Na jednym z podjazdów nie byliśmy w stanie wymanewrować bez wspomagania i auto zrolowało się w dół wydmy….
Wszystko działo się przy małej predkości więc ani auto ani my nie odnieslismy żadnych obrażeń. Niestety wylądowało na boku, więc musieliśmy czekać na pomoc.
Po około 30 minutach nadjechała ciężarówka MAZa, której załoga udzieliła nam pomocy. Po postawieniu naszego pojazdu na kołach, ruszyliśmy dalej. Po 8 etapie mamy mega duże straty, spadliśmy chyba 2 miejsca niżej na 13 miejsce.
Zostały ostatnie 2 dni, ale zamierzamy walczyć do końca!