Sylwia o darze niesienia pomocy innym

wpis w: Aktualności | 0

Wolontariat pomógł mi sobie uświadomić, że moje problemy są niczym w porównaniu z tym, przez co przechodzą inni – Sylwia o darze niesienia pomocy innym

– Odkąd pamiętam, wszystko co w jakikolwiek sposób wiązało się z medycyną czy krwią, przerażało mnie – opowiada Sylwia, studentka stomatologii na Uniwersytecie Wileńskim. – Lęk przed krwią pojawił się po wypadku, w którym mój brat doznał silnego urazu. Do dziś pamiętam tę kałużę krwi, matkę proszącą mnie o pomoc i siebie skamieniałą, niezdolną do najmniejszego ruchu.

Traumatyczne doświadczenie nie pozbawiło młodej kobiety zamierzeń podjęcia studiów stomatologicznych.

– To zamierzenie nie przyszło znienacka, ale nie mogę też powiedzieć, że jestem osobą, która od najmłodszych lat wiedziała, kim chce zostać w przyszłości – opowiada Sylwia. – Wizyty u dentystów w dzieciństwie nie pozostawiły we mnie miłych wspomnień. Bałam się ich panicznie, choć mój pierwszy dentysta był naprawdę „w porządku”, bardzo miły i pogodny, miał świetne poczucie humoru.

Chęć wyjścia ze strefy komfortu, jak mówi, doprowadziła ją nie tylko do rozpoczęcia studiów o profilu medycznym, ale także do udziału w różnych programach wolontariatu, a ostatecznie do wolontariatu w wileńskim Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki. Tu odkryła swoją prawdziwą ścieżkę i potrzebę docenienia najmniejszych nawet darów losu.

Czas wolny

Rodzina i hobby

– Myślę, że nie będę wyjątkiem, jeśli powiem, że w dzieciństwie i później duży wpływ na mnie mieli moi rodzice – wyznaje Sylwia. – To oni podsunęli mi pomysł nauki w szkole muzycznej Balysa Dvarionasa w klasie fortepianu.

Sylwia pamięta, jak matka niejednokrotnie opowiadała jej, że jako dziecko marzyła o grze na pianinie. Sama nie miała możliwości tego marzenia zrealizować, starała się więc zadbać o edukację muzyczną córki.

– Muzyka to świetny sposób na oderwanie się od rzeczywistości, na zanurzenie się w zupełnie innym świecie. Może wywołać uśmiech nawet w najbardziej ponure dni, może przynieść ukojenie, wyciszyć, gdy ogarnia nas niepokój. Muzyka to nie tylko osobne dźwięki łączące się w melodie. Muzyka buduje pewność siebie, pozwala nam wyrazić nasze uczucia i doświadczenia nie używając słów – dzieli się swoimi przemyśleniami młoda kobieta.

Przyznaje, że nauka w szkole muzycznej nie należała do najłatwiejszych. Były momenty frustracji, były też łzy.

– W pierwszych latach szkoły muzycznej motywowała mnie mama. Zachęcała, żebym usiadła przy instrumencie, żebym sobie jeszcze trochę ćwiczyła – wspomina z uśmiechem Sylwia. – Widzowie, słuchacze często nie zdają sobie sprawy z tego, co dzieje się „za kulisami”, jaką pracę należy włożyć, aby usłyszeli to, co płynie ze sceny.


Kolejna pasja, którą Sylwia zawdzięcza rodzicom, jest tenis.

– Na pierwsze treningi chodziłam do sali gimnastycznej przy seminarium. Później, gdy tenisowego bakcyla złapała cała rodzina, piłeczki latały w SEB Arenie, największym centrum tenisowym w krajach bałtyckich. Chociaż wiedziałam, że nie osiągnę poziomu słynnych tenisistów i tenisistek, jak Roger Federer, Rafael Nadal czy Novak Djoković, cieszyłam się, że w ten sposób mogłam więcej czasu spędzić z rodziną.

Bliscy Sylwii, jak sama twierdzi, to miłośnicy aktywnego trybu życia.

– Rodzice nauczyli mnie, że rodzina jest najważniejsza – kontynuuje. – Wspólnie podróżujemy po świecie, zimą jeździmy na nartach, a latem, przy dobrej pogodzie, spędzamy czas na świeżym powietrzu. Oczywiście, nie zapominamy o najważniejszych świętach w roku. W Boże Narodzenie śpiewamy kolędy przy akompaniamencie gitary, w Wielkanoc malujemy pisanki, pieczemy tradycyjną babkę wielkanocną.

Zawód nieoczywisty

Sylwia bardzo dobrze radziła sobie w szkole. Starała się brać udział we wszystkich możliwych konkursach i olimpiadach – chemicznej, fizycznej, biologicznej, lituanistycznej czy polonistycznej. Ale kiedy przyszło do wyboru specjalizacji, podjęcie decyzji o przyszłym zawodzie wcale nie było łatwym zadaniem.

– Ukończyłam szkołę muzyczną. Dziewięć lat poświęciłam nauce gry na fortepianie – opowiada. – Musiałam podjąć decyzję, co z tym dalej począć.

Kariery profesjonalnej pianistki osiemnastolatka nie wybrała.

– Dla mnie zarówno muzyka, jak i czytanie książek to rodzaj rozmowy z sobą – zdradza. – Kiedy czuję napływ emocji czy natłok myśli, muzyka staje się tym medium, dzięki któremu mogę je z siebie wylać czy wręcz wyrzucić. Kiedy brakuje mi słów, siadam do pianina, które zawsze jest blisko, i gram. Poprawiam w ten sposób nastrój sobie, ale też innym, którzy mojej gry słuchają.

Sylwia przyznaje, że jako dziecko nigdy nie myślała o zawodzie dentystki.

– To nie był wybór spontaniczny, ale też nie jestem osobą, która już jako dziecko wiedziała, kim chce zostać w przyszłości – uśmiecha się rozmówczyni. – Wybrałam stomatologię na Wydziale Medycznym Uniwersytetu Wileńskiego. To było wielkie zaskoczenie dla moich bliskich. Odkąd pamiętam, wszystko co w jakikolwiek sposób wiązało się z medycyną czy krwią, przerażało mnie. Pamiętam, kiedy mój brat się mocno pokaleczył. Było dużo krwi, a ja stałam jak skamieniała. Wizyt u dentysty również bałam się panicznie.

Sylwia z bratem

Nieprzyjemne wspomnienia z dzieciństwa wyblakły. Ale jak zauważa studentka, dziś dentysta musi być również dobrym psychologiem, zdolnym do uspokojenia i pocieszenia pacjentów.

– Niektórzy pacjenci pamiętają czasy odzyskania niepodległości, kiedy zabiegi dentystyczne były co najmniej nieprzyjemne – uśmiecha się przyszła odontolożka. – Nic w tym dziwnego. W tamtych czasach tak naprawdę nie było wysokiej jakości sprzętu ani dobrych materiałów i środków.

Wyjście ze strefy komfortu

– Nie lubię monotonnej pracy. Nie wyobrażam sobie siebie siedzącej w biurze przed ekranem komputera – mówi Sylwia. – Nadszedł czas, kiedy chciałam wyjść ze swej strefy komfortu, zdobyć nowe doświadczenia. Wydawało mi się, że jestem do tego gotowa.

Wielkie wrażenie wywarł na młodej kobiecie letni obóz medyczny w Wielkiej Brytanii. Na nim miała okazję odwiedzić angielskie placówki medyczne, poznać pracę lekarzy „od kuchni”, porozmawiać z pacjentami. Bardzo zainspirowały ją opowieści jednego z poznanych lekarzy o jego doświadczeniach w strefie działań wojennych.

Pierwsza pomoc

– Pamiętam rozmowy z wojskowym medykiem – wspomina. – To były niesamowite historie. I chociaż od pewnego czasu przebywał z dala od strefy działań wojennych, nie oznaczało to mniejszego prawdopodobieństwa zagrożenia. Kilka razy jego własne życie wisiało na włosku, w ekstremalnych sytuacjach musiał szybko podejmować decyzje, od których zależało życie jego i innych ludzi. Myślę, że te opowieści o strefach wojennych zmotywowały mnie do wyjścia z własnej strefy komfortu. Wyjścia na takie trochę pole bitwy, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. To było to!

Wolontariat, albo co jest w życiu ważne

– Po raz pierwszy o Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki usłyszałam jeszcze w szkole. Z klasą braliśmy udział w kampanii dobroczynnej – opowiada Sylwia. – Wtedy również dowiedziałam się, czym w ogóle są hospicja, czym się zajmują, jak mogą pomóc. Zaczęłam się interesować działalnością naszego wileńskiego hospicjum, historią jego założycielki i dyrektorki Siostry Michaeli. Wywarła na mnie ogromne wrażenie swoją siłą ducha, empatią, chęcią niesienia pomocy potrzebującym, odwagą. W tamtym czasie uświadomiłam sobie, że chcę zostać wolontariuszką w hospicjum.

Pandemia koronawirusa pokrzyżowała nieco plany przyszłej studentki, ale Sylwia nie zrezygnowała. Po zniesieniu obostrzeń pandemicznych dołączyła do grona wolontariuszy hospicyjnych. Początkowo pomagała w codziennych pracach i obowiązkach, później mogła wspierać personel medyczny również w opiece nad podopiecznymi.

– W hospicjum starałam się pomagać wszędzie, gdzie ta pomoc była najbardziej potrzebna – wspomina Sylwia. – Sprzątałam podwórko, plewiłam chwasty, pomagałam w kuchni. Po pewnym czasie pozwolono mi zabierać na spacer najmłodszych podopiecznych z Dziecięcego Działu Hospicjum, rozmawiać z dorosłymi pacjentami. Pamiętam jedną starszą panią, która poprosiła, abym po prostu posiedziała przy niej i z nią porozmawiała. To są chwile, których nie da się ująć w słowa.

Dziś Sylwia nie wyobraża sobie swojej codzienności bez wolontariatu w hospicjum. Z dumą przyznaje, że doświadczenie to nadało i nadaje jej życiu zupełnie nowy sens.

– Uświadomiłam sobie, że w hospicjum są ludzie, którzy przeżywają niezwykle trudny okres w swoim życiu. Interakcja z nimi, obecność przy nich jest czymś, czego potrzebują nie mniej niż leków i opatrunków – wyjaśnia przyszła lekarka. – My, wolontariusze, jesteśmy jakby reprezentantami ich bliskich, których nie ma w pobliżu. Nieraz widzę, jak po takiej rozmowie pacjenci czują ulgę, a ja… czuję się potrzebna. Proszę mi uwierzyć, czasami w ich oczach pojawia się pragnienie życia. Takie, jakiego nigdy i nigdzie wcześniej nie widziałam.

Wolontariat w hospicjum, jak wyznaje Sylwia, pomógł jej odpowiedzieć sobie na pytanie, co jest w życiu ważne.

Sylwia w podróży

– W hospicjum zdałam sobie sprawę, że moje doświadczenia i problemy są niczym w porównaniu z tym, przez co przechodzą i co przeżywają osoby w nim przebywające – tłumaczy. – Wspaniałe jest również to, że między społecznością hospicjum, wolontariuszami i pacjentami istnieje szczególna więź. Hospicjum to jedna duża rodzina. Jestem bardzo szczęśliwa, że dołączyłam do tej społeczności. Hospicjum to wyjątkowe miejsce, które jednakowo wita wszystkich, niezależnie od wieku, płci, statusu społecznego. To miejsce, które otwiera na innego człowieka, uczy pokory, ale i miłosierdzia. Mnie osobiście hospicjum pomogło wyjść na poligon własnych wartości, dostrzec rzeczy niewidzialne gołym okiem. Prawdopodobnie w inny sposób to by nastąpiło znacznie później, o ile w ogóle.

Pomoc hospicjum w najtrudniejszych chwilach życia

Poważna choroba może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, druzgocąco uderzyć w nasze życie, plany i marzenia.

Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy walczą z nieuleczalną chorobą, doświadczają ogromnego bólu, lęku i niewiadomej.

Pomoc i opieka hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym, jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.

Pomóż ciężko chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie!

Zrób to teraz!

Kto wie, może kiedyś też będziesz potrzebował pomocy?

Więcej informacji: https://bit.ly/VilniausHospisas