Oni czują, że mogę być ostatnią osobą, którą widzą w swoim życiu. Wolontariuszka Justyna o wyjątkowym doświadczeniu posługi w hospicjum
– Każdego dnia w swojej pracy widzę ludzi, którzy stanęli ze śmiercią twarzą w twarz – mówi Justyna Glembocka, pielęgniarka na Oddziale resuscytacji Izby przyjęć kliniki Santaros. – Praca tu nie jest łatwa, dużo napięcia, stresu, każda minuta na wagę złota.
Zdarza się, kiedy na Oddział intensywnej terapii trafia 4–5 pacjentów jednocześnie. Każdy przypadek jest inny, a decyzje należy podejmować bardzo szybko, aby ratować ludzkie życie.
Zdaniem dziewczyny, mimo ogromnego ciężaru emocjonalnego i odpowiedzialności jest to najlepsza i najprzydatniejsza praca, jaką na ścieżce rozwoju zawodowego może otrzymać młody medyk.
Podczas resuscytacji Justyna widzi i uczy się tego, czego nie zobaczyłaby ani nie nauczyłaby się nigdzie więcej.
Sposób na pomoc innym
Justyna urodziła się i dorastała w Wołczunach, później naukę pobierała w szkole w Czarnym Borze i Wilnie.
– Od najmłodszych lat chciałam pomagać innym – opowiada dziewczyna. – A w szczególności osobom niepełnosprawnym.
Justyna wspomina, że już w wieku 13 lat jej koleżance zaproponowano wolontariat w centrum osób niepełnosprawnych.
– Bardzo jej zazdrościłam, – wspomina z uśmiechem Justyna. – Wprosiłam się, można powiedzieć, na siłę.
W ten sposób obie dziewczyny zostały wolontariuszkami w Centrum Dziennego Pobytu Osób Niepełnosprawnych w Niemenczynie, a latem pomagały dla młodzieży niepełnosprawnej w Monciszkach.
– Pomagałam młodym ludziom – opowiada Justyna. – Bardzo się do tych osób przywiązałam, zresztą dotychczas utrzymujemy relacje przyjacielskie.
Jako uczennica 11-ej klasy Justyna zaangażowała się w wolontariat w domu dziecka. Pomagała też bratu, który jako wolontariusz aktywnie udzielał się w schronisku zwierząt „Lesė”.
Jako dwunastoklasistka po raz pierwszy z klasą odwiedziła wileńskie Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki.
– Wtedy odebrałam to jako jednorazową wizytę zapoznawczą – uśmiecha się Justyna. – Ale, los tak chciał, że zakotwiczyłam tam na dłużej.
Nauka i wolontariat
Już jako dziecko Justyna snuła marzenia o zawodzie lekarza. Chciała w przyszłości zostać lekarzem onkologiem.
Maturzystce nie udało się wstąpić na studia na Wydziale Medycznym, ale mimo tego nie porzuciła marzeń o medycynie. Ukończyła Wileńskie Kolegium i obecnie pracuje na Oddziale resuscytacji Izby przyjęć kliniki Santaros.
Jednocześnie Justyna chciała kontynuować działalność wolontariacką, dzieląc się swoją wiedzą i doświadczeniem.
– Kiedy już trafisz w ten wartki nurt wolontariatu, w którym wszyscy nawzajem się wspierają i pomagają, nie możesz z niego wyjść. Po prostu się uzależniasz od robienia dobrych rzeczy – opowiada Justyna. – Pozostałe działania, w porównaniu do wolontariatu, nie wydają się już mieć sensu ani nie są warte, żeby poświęcać im czas.
Jednym z najdłuższych i najcenniejszych wolontariatów, w ocenie Justyny, jest ten w hospicjum.
– W wolontariat w hospicjum można się zaangażować na wiele sposobów – kontynuuje Justyna. – Można wykonywać różne prace domowe: pomóc w kuchni, stołówce, wyczyścić, posprzątać pokoje. Jest to tak zwany wolontariat na pierwszym piętrze.
Wolontariat na drugim piętrze wiąże się bezpośrednio z pomocą podopiecznym hospicjum. Do tego rodzaju wolontariatu niezbędne jest odpowiednie przygotowanie i przeszkolenie.
– Na początku próbowałam po prostu towarzyszyć wolontariuszom podczas wizyt u pacjentów i pomagać choćby w najmniejszych czynnościach – wspomina Justyna. – Na przykład, dwóm starszym podopiecznym zaproponowałam przeczytanie książki, z przyjemnością się zgodziły.
Najbardziej w pamięci Justyny utknęła pani Emilia, która poprosiła ją o przeczytanie Starego Testamentu po rosyjsku.
– Było to bardzo ciekawe doświadczenie, bo ten Stary Testament, który dostałam od pani Emilii, był po starorosyjsku – uśmiecha się Justyna. – Litery były w nim nieco inne, nie potrafiłam nawet niektórych poprawnie przeczytać i nie wiedziałam, co oznaczają.
Jak wspomina Justyna, starsza kobieta nie potrafiła już sama czytać, była na wpół niewidoma, ale chętnie słuchała czytania dziewczyny.
– Widziałam, jak pani Emilia z uwagą słuchała tego, co czytam – mówi Justyna. – Cała była rozpromieniona, jakby myślami była w tych dawnych czasach.
Jak mówi Justyna, pani Emilia wielokrotnie już czytała Stary Testament, ale za każdym razem, gdy go słuchała, zdawała się przeżywać cały tekst i rozumieć go na nowo.
Natomiast pani Krystyna, inna podopieczna hospicjum, wolała zupełnie inny rodzaj literatury.
– Pani Krystyna chciała słuchać powieści – wspomina Justyna. – Na początku czytałam książki, które mi dała, później przynosiłam swoje.
Z opowieści Justyny, pani Krystyna również znała na pamięć wszystkie swoje książki, ale gdy słuchała Justyny, uśmiech jak blask jawił się na jej twarzy.
Z biegiem czasu pani Krystyna nie tylko słuchała czytania, ale także zaczęła opowiadać młodej wolontariuszce różne historie ze swojego życia.
– Bardzo lubiłam te historie – opowiada Justyna. – Kiedy ich słuchałam, wydawało mi się, że razem z panią Krystyną podróżujemy przez jej życie, młodość, życiowe doświadczenia. Dla mnie te historie były prawdziwą szkołą życia.
Na czytaniu jednak wolontariat Justyny się nie kończył.
– Kiedy przyszłam do hospicjum, stopniowo zaczęłam nawiązywać relacje ze wszystkimi podopiecznymi. Było ich piętnastu – kontynuuje Justyna. – Wolontariuszy wówczas nie było wielu, więc wszyscy cieszyli się na mój widok. Komunikowali się ze mną w sposób przyjazny i otwarty.
Dziewczyna czasem była wręcz zaskoczona dużą otwartością podopiecznych, jak sama mówi, była przecież dla nich zupełnie obcą osobą, którą po raz pierwszy ujrzeli zaledwie kilka dni temu.
– Myślę, że wielu z nich czuło, że mogę być ostatnią osobą, którą widzą w swoim życiu, dlatego witali mnie z taką otwartością – mówi dziewczyna. – Czułam, że naprawdę cenią to moje przyjście i chęć pomocy.
Czytanie książek, jak mówi Justyna, było początkiem nie tylko przyjaźni z pacjentami, ale również z pielęgniarkami, które coraz bardziej angażowały ją do pomocy – pozwalały zmienić pieluchy, obrócić chorego na łóżku.
– Stopniowo zaczęłam się czuć jak członek hospicyjnej rodziny – opowiada Justyna. – Czułam, że pielęgniarki mi ufają, a moja obecność na coś się zdaje.
Justyna coraz bardziej czuła się przywiązana również do pacjentów.
– Zaczęłam nawet czuć się szczęśliwa, gdy widziałam, jak na mnie czekają – wspomina Justyna. – Rozumiem, że może to nawet trochę samolubne, ale również cieszyłam się na ich widok. Zarówno ja, jak i podopieczni hospicjum potrzebowaliśmy siebie nawzajem i nie wahaliśmy się tego okazać.
Pomoc w dziecięcym hospicjum
– W trakcie studiów odbyłam półroczny staż w Wileńskim Szpitalu Położniczym – opowiada Justyna. – Dlatego bardzo ucieszyłam się na wieść, że w hospicjum powstanie oddział dziecięcy.
Justyna bardzo lubiła pracę z dziećmi. Jako wolontariuszka hospicjum, w zanadrzu miała już odbyty staż, mogła więc pomagać rodzicom w opiece nad ciężko chorymi dziećmi w domu.
Pół roku później pracowała w hospicjum jako wolontariuszka, nawiązując stopniowo głębsze relacje z tym miejscem.
– Zdałam sobie sprawę, że hospicjum jest mi bardzo potrzebne – opowiada Justyna. – Jeśli chcę o czymś zapomnieć, idę do hospicjum, jeśli mam jakieś problemy, znowuż idę do hospicjum. Pamiętam, jak kiedyś przyszłam do hospicjum o trzeciej w nocy, żeby tam zostać, napić się herbaty, porozmawiać z pielęgniarkami, z którymi też się bardzo zaprzyjaźniłam.
Wolontariusze hospicjum
– Wolontariuszem w hospicjum może zostać każdy, niezależnie od wieku i specjalizacji – opowiada Justyna. – Znam różnych wolontariuszy, od sprzątaczy po prawników i nauczycieli.
Justyna zdecydowanie poleca wolontariat każdemu. Im wcześniej – tym lepiej.
– Wolontariat i pomoc sąsiadowi warte są o wiele więcej niż oglądanie seriali godzinami czy scrollowanie w mediach społecznościowych – mówi Justyna.
Czas ten, zdaniem dziewczyny, należy przeznaczyć na czynienie dobra, niesienie pomocy. Niezależnie od tego, czy chodzi o wolontariat, czy o pomoc sąsiadowi.
Każdy wolontariusz hospicjum ma silną osobistą motywację do wolontariatu.
– Znam wolontariuszy, którzy są dziećmi lub przyjaciółmi byłych pacjentów hospicjum – opowiada Justyna. – Innych przywiodła tu wewnętrzna potrzeba niesienia pomocy. Ale żaden z nich nie wyobraża sobie życia bez wolontariatu.
Życia bez wolontariatu nie wyobraża sobie również Justyna.
– Kiedy wchodzisz przez bramę hospicjum, reszta przestaje istnieć – opowiada Justyna. – Po wejściu do hospicjum, liczy się tylko hospicjum i tylko ci, którzy tam są. Nawet jeśli są to cierpiący ludzie, czuję się dobrze, bo przyszłam im pomóc. Wychodząc z hospicjum, też się czuję dobrze, bo wiem, że będąc tam włożyłam całe swoje serce, by pomóc tym, którzy tej pomocy potrzebują.
Pomoc hospicjum w najtrudniejszych chwilach życia
Ciężka choroba onkologiczna może dotknąć każdego z nas, w każdej chwili, zniszczyć resztę naszego życia, zniweczyć marzenia.
Ponad 260 fachowców i wolontariuszy z Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie w każdej chwili towarzyszy tym, którzy zmagają się ze śmiertelną chorobą, doświadczają wielkiego bólu, lęku, niewiadomej.
Pomoc hospicyjna dla dorosłych i dzieci, w domu i na oddziale stacjonarnym jest bezpłatna i dostępna 24 godziny na dobę.
Pomóż nieuleczalnie chorym! Przekaż 1,2% podatku na rzecz Hospicjum bł. ks. Michała Sopoćki w Wilnie. Więcej informacji: https://bit.ly/HospicjumWilno